***

Года текут... расстались, как судьбой отпеты –
старуха, разлучила. Время, дескать, лечит.
Они живут особо, словно две планеты,
чья одинокость с часом суше, легче.

Иллюзия минуча... отживая,меркнет,
а не уходит даром: на пороге смерти,
в воспоминаньях гибнет что могильный камень,
искрошен непогодой , позаросший мхами.

По счастью ль те часами смотрятся в былое,
тоску по преходящим дням дразня-балуя,
на кру'гах оставась, не увидясь мельком,
друг другу не пеняя крупным или мелким,

взаимно чужды...  было,
осенний хмурый вечер
ущелью гор лесистых прикорнул на плечи–
угрюмый и туманный, тучами опушен–
колокола не пели* мне в окно избушки
в покое ожиданья тусклом и немилом
что у забытой, позаброшеной могилы:

душа что птица в чаще голостылых кущей
вслепую билась то слабей, то пуще,
не в силе выбраться из клети одинокой,
ни примириться с ней, пожизненной наукой...

Вдруг перезвон раздался... пустоши уроком,
проклятой бездне часа –голой, безначальной–
во исцеленье духа благовест печальный...

и показался ангельский, лилейный облик
из тёмной тучи... небо распахнуло поле,
туманы прочь– и выступила из прогрева
сияющая, в белом одеянье Дева.

Я верил, ждал и верил!.. в сумраке чужбины
средь леса на постое странник одинокий,
что из могилы плачась небу по истоки
надежды вечной к доле половинной.

............................
Они расстались, как судьбой отпеты –
старуха, разлучила. Время, дескать, лечит.
Они живут особо, словно две планеты,
чья одинокость с часом суше, легче...

навеки чужды?! Разве та не ощутила
всем сердцем как моё, в остатке силы,
из клети вырвалось для песни той– и новой,
пока душа душа открыта Господу навстречу
цветку подобна– поздний, веком мечен–
души запев далёкий: "Здравствуй, будь здорова!
Будь счастлива навеки! Будь благославенна!

перевод с польского Терджимана Кырымлы
*торжество непорочного зачатия Девы Марии, 8 декабря, прим.перев.


 
Czas plynie... Nigdy wiecej nie przyjda ku sobie —
rozeszli sie na zawsze, na zawsze rozstali,
zyja, jakby na innym kazde zylo globie — —
czas plynie, czas, co z kazdym dniem rozdziela dalej...

Stracona chwila zludy... Juz jak grobu plyta
powoli mchem zarasta i plesnia zakwita:
tak owa chwila w pomrok wspomnienia sie chowa
i z wolna ginie z oczu, jak plyta grobowa.

Rozstali sie... Czy patrza jeszcze kiedy w strone
swojej dawnej przeszlosci? Czy oczy zacmione
mimowolnie mgla zalu zwracaja ku sobie,
zyjac, jakby na innym kazde zylo globie?...

Obcy sa sobie do dna...

Raz, w dalekich gorach,
gdy sie wieczor na ziemie w ciemnych zsuwal chmurach,
wieczor gorski jesienny, posepny i slotny:
na Aniol Panski dzwon bil. Siedzialem samotny
patrzac w okno. Tak pusto mi bylo, jakoby
same mie otoczyly mogily i groby,

a dusza moja, naksztalt oslep;ego ptaka,
co bijac skrzydlem prozno, nie smie zfrunac z krzaka,
b;akala mi sie w piersi, smutna i samotna
i ciemna, jako noc ta w mroczych chmurach slotna.

Nagle poczal dzwon dzwieczec... W tej pustce w tym mroku,
na nieskonczone lasow i tesknot otchlanie,
smutny, w przestrzen plynacy dzwon na Zwiastowanie,
jak u nas tam daleko, u gor moich stoku...

I zdalo mi sie wowczas, ze z chmur, jak lilia,
wykwitnie twarz anielska; ze sie mgla rozwija
i ze z mgly, naksztalt srebrnej swiatlosci ksiezyca,
srebrna, cicha i jasna zjawi sie Dziewica...

Jam wowczas tylko wierzyl... I wowczas, w tej zmroczy,
w owej dalekiej stronie, w obczyznie dalekiej,
w tej samotnosci grobu: gdym wznosil powieki
i spojrzalem ku niebu — zawilgly mi oczy...

Wezbralo mi sie serce... Bylbym ziemie cala
cisnal do mego serca — ono swiat kochalo,
to puste, gluche serce w ow; dziwn; chwile
kochalo swiat do lez...
By;em podniesiony
w nieziemskie i nieznane mi dotad regiony

jakiejs wielkiej milosci, ukojen wzajemnych,
zapomnien krzywd i zalow i uniesien ziemnych,
bylem, jakby na zmar;ych ziemskich zadz mogile.
Czulem w wnetrzu mem, w piersi, duch, co sie kolysze
ponad wszystkiem, co ludzkie, z niczem sie nie zspala,
jest jako mgla nad rzeka, pod ktora grzmi fala,
a ona ma swa wieczna, niezmacona cisze...
I rzekly moje usta w owa dziwna chwile
wielkie, swiete i czyste: ave Maria...

Rozstali sie — i nigdy nie przyjda ku sobie,
rozeszli si; na zawsze, na zawsze rozstali,
zyj;, jakby na innym kazde zylo globie — —
czas plynie, czas, co z kazdym dniem rozdziela dalej —
sa sobie obcy do dna.

Lecz czyz nigdy ona
nie czula nad sercem, jakby wzdluz jej lona
plynela ciepla, duza spadla lza deszczowa?
I nigdy nie slyszala w wieczornej godzinie,
kiedy dusza sie Bogu, jako kwiat rozwinie,
cichego slow szelestu: badz zdrowa! badz zdrowa!
badz szczesliwa na wieki! badz blogoslawiona!..

Kazimierz Przerwa-Tetmajer
из "Erotyki"


Рецензии