Чеслав Милош. Вальс. Перевод
Подсвечник, кружа, уплывал в клубный зал.
Глядите: подсвечников сто в мгле скрываясь,
Сто раз в зеркалах отражали тот бал.
.
И пыль розовела, как яблонь цветами,
И искры, подсолнухов качка стеблей.
Распяты в агонии шире крестами
В стекле смуглость плеч, бледность плеч, рук-плетей.
.
По полу, кружась, в прищур глаз гляжу страстно,
А шёлк в наготе о тиши шелестит ...
И перья, и жемчуг в ревущем пространстве,
И шёпот, и крики, и спешка, и ритм.
.
Год девятьсот десять. Пробил уже, время
Фильтруется тихо в песочных часах.
Ходить осторожно к приходу дня гнева,
Кустом огневым смерть восстанет в дверях.
.
.
И где-то вдали народиться поэту.
Не им, не для них он напишет их песнь.
Для встречи Путь Млечный подходит, ночь лета
Собаки в овчинах разносят ту весть.
.
Хотя его нет, и он будет когда-то,
Красотка, не зная, вращается с ним.
В легендах всегда танцевать будут свято
В боль войн вплетены, в треск сражений и дым.
.
Он вышел один из глубин тех историй,
На ушко шептала она: не видать.
Лицо же в печали, с далёких лет глорий
Неясно: звучит ли то вальс иль твой плач.
.
Встань здесь, у окна, и раздвинь эти шторы,
В свеченье, в виденье, ищи мир иной.
Вальс пел приглушённо листвой золочёной,
Дул в окна порывами ветра зимой.
.
Ледового поля блеск жёлтой зарницей
Взрываясь внезапно в ночи отворится,
Толпой бедняки средь смертельных недуг,
Которых не слышно, отгадывать с губ.
.
К бескрайнему небу простёртое поле
Убийствами крыто, лежит снег кровавый,
На теле запёкшийся, в камня покоя
Дымящее солнце сорит пылью в раны.
.
Река вполовину прикрытая льдами
Рабов на брегах собирает походы,
Над облаком синим, где чёрные воды,
Лик красного солнца, и вспышки кнутами.
.
И там, в том походе, молчащей чредою,
Смотрите, вон сын ваш. В порезах, с щекою
Кровавой, идёт он, с улыбкою мальпИо.
Кричите! Рабом стал теперь он счастливым.
.
Поймите. Бытует терпенья граница,
За нею улыбок весёлых начало,
Живёт человек, только хочет забыть всё,
Что должен бороться, надвинув забрало.
.
И есть ослепление в мире животном,
От взглядов на тучи и звёзды, и зори,
Другие мертвы, умереть он не может
И жизнь помаленьку уходит с позором.
.
Забудьте. Нет просто яснее той залы
И вальса, цветов, тех огней, того эха.
Подсвечников сто полыхают зеркально,
Глаза, и уста, шум и крики, звук смеха.
.
По правде, никто вас не тронет рукою,
На цыпках проносишь свой стан зеркалами.
Снаружи рассвет с уходящей звездою,
И звон колокольцев весёлый с санями.
.
***
.
Картинка А.Джойс "Вальс.Воспоминание"
.
.
Оригинал помещён в рецензии, поскольку здесь отражается некорректно.
Свидетельство о публикации №111111900598
Już lustra dźwięk walca powoli obraca
I świecznik kołując odpływa w głąb sal.
I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza,
Sto luster odbija snujący się bal.
I pyły różowe, jak płatki jabłoni,
I skry, słoneczniki chwiejących się trąb.
Rozpięte szeroko jak krzyże w agonii
Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk.
I krążą w zmrużone swe oczy wpatrzeni,
A jedwab szeleści o nagość, ach cyt…
I pióra, i perły w huczącej przestrzeni,
I szepty, wołanie i zawrót, i rytm.
Rok dziewięćset dziesięć. Już biją zegary,
Lat cicho w klepsydrach przesącza się piach.
Aż przyjdzie czas gniewu, dopełnią się miary
I krzakiem ognistym śmierć stanie we drzwiach.
A gdzieś tam daleko poeta się rodzi.
Nie dla nich, nie dla nich napisze ich pieśń.
Do chat drogą mleczną noc letnia podchodzi
I psami w olszynach zanosi się wieś.
Choć nie ma go jeszcze i gdzieś kiedyś będzie,
Ty, piękna, nie wiedząć kołyszesz się z nim.
I będziesz tak tańczyć na zawsze w legendzie,
W ból wojen wplatana, w trzask bitew i dym.
To on wynurzony z odmętu historii,
Tak szepce ci w ucho i mówi: no patrz.
A czoło ma w smutku, w dalekich lat glorii
I nie wiesz, czy śpiewa tak walc, czy twój płacz.
Stań tutaj przy oknie i uchyl zasłony,
W olsnieniu, widzeniu, na obcy spójrz świat.
Walc pełza tu liśćmi złotymi stłumiony
I w szyby zamiecią zimowy dmie wiatr.
Lodowe pole w brzasku żółtej zorzy
W nagle rozdartej nocy się otworzy,
Tłumy biegnące wśród śmiertelnej wrzawy,
Której nie słyszysz, odgadujesz z ust.
Do granic nieba siegające pole
Wre morderstwami, krew śniegi rumieni,
Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni
Dymiące słońce rzuca ranny kurz.
Jest rzeka na wpół lodami przykryta
I niewolnicze na brzegach pochody,
Nad siną chmurę, ponad czarne wody
W czerwonym słońcu, błysk bata.
Tam, w tym pochodzie, w milczącym szeregu,
Patrz, to twój syn. Policzek przecięty
Krwawi, on idzie, małpio uśmiechnięty,
Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.
Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
I mija tak człowiek, i już zapomina,
O co miał walczyć i po co.
Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
Choć inni umarli, on umrzeć nie może
I wtedy powoli umiera.
Zapomnij. Nic nie ma prócz jasnej tej sali
I walca, i kwiatów, i świateł, i ech.
Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali,
I oczy, i usta, i wrzawa, i śmiech.
Naprawdę po ciebie nie sięga dłoń żadna,
Przed lustrem na palcach unosząc się stań.
Na dworze jutrzenka i gwiazda poranna,
I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań.
Казакова Наталья 19.11.2011 01:07 Заявить о нарушении