Kosciol Swietego Krzyza

Перевод "Костёл Св. Креста"
http://www.stihi.ru/2007/08/05-755



Swym chlodkiem mi opalajace lato,
Ponurych dni sie sciskajace kolo.
Jak zwrocic mi natchnienia gorzka strate,
Jakze wyleczyc mi z choroby wole?

Zachorowalam jasna ta Warszawa –
I juz co dzien, nad mapa przedzac sennosc,
Ja sie napije jadem tej potrawy,
Co budzi w krwi gasnaca juz plomiennosc.

Ja nauczylam sie juz zyc gdy chodze mapa,
Wsrod rysowanych domow spacerowac;
I, duszac sie z mapowym tym dramatem,
Ziac zapach tych ogrodow papierowych...

I przegladajac zolte tasmy ulic,
Unikac nauczylam sie tesknoty,
Wspominac, juz nie bojac sie rozczulic,
Nie duszac sie znow w meki swej ciasnocie.

Po milym nazwam slizgac sie spojrzeniem,
Swe oczy zamknac, westchnac wtem z udreka –
I znalezc sie znow obok niej w marzenie,
W ta chwile, gdy jest ona tak daleko...

Ja chcialabym Syrenka sie zachwycic,
Zapomnac ze powinnam wkrotce wracac.
Byc moze miecz co grozi zlemu zyciu
Potrafi mi natchnienie znowu zwracac...

Ja chcialabym znow isc znajoma droge
Przez szereg milych i przytulnych placow,
Przywyknac znow do tej radosci blogiej,
Zatrwozyc jej golebi przy palacach.

I tylko isc, zapomnac o swych trwogach,
Sluchajac swego serca drobnych taktow,
Co nagle zmusza znow skierowac z drogi,
Powloka mi do Krolewskiego Traktu.

Co raz ja ide dotad ze wzburzeniem,
Tak jakbym nigdy przedtem tu nie byla.
Bo kiedys sie rodzilo tu natchnienie.
Bo dawno temu tu jej dusza zyla...

Pomnik poety, zamek barokowy... –
Ich, jak swiatynie, w swej pamieci nosze;
Lecz w dali, tam, na skrecie ratunkowym
Widnieje to, do czego mi unosi...

Dwie wieze i wyniosly stan kosciola
Nagle sie wzniosa nad chaosem twarzow.
I oto – jeden schodek do cokolu,
Ostatni krok przed spadkem jego pazia.

Koscielny polmrok skrywa twarzy ludzi
I gasi w krwi plomiennosc zachwycenia.
Przychodze tu nie modlic sie w odludzie,
Lecz znow geniuszu swe wyrazic czczenie.

Zupelnie blisko jest, po drugiej stronie,
Muzeum co zwiazane z zyciem jego,
Bezludne i z milczeniem spokrewione...
Lecz nawet sama ja nie wiem dlaczego

Do kuszacego ide znow kosciola,
W tlum ludzi, w polmrok mroczny i trwozliwy –
Zeby przed tronem sklonic znow swa glowe,
Zeby przed nim zatrzymac sie lekliwie.

Na pewno ja bym mogla stac dobami
Dopoki nie zawroci to mi glowe,
Zakochanymi patrzac znow oczami
Na niezlozone, zrozumiale slowa.

I juz na pewno nic nie trzeba wiecej
Niz znow powierzac swoja milosc temu,
Kto w Polsce pozostawil swoje serce –
Niz byc szczesliwej znow zazdroszczac jemu...

I stojac tam natychmiast zapominam
O wszystkim na tym swiecie procz jednego;
We dnie i w nocy bede znow wspominac:
Warszawy serce – tam gdzie serce jego...

Ja wroce do potoku szumnych ulic,
Skieruje sie do gmachow jej krolewskich.
Lecz serce wnet zabije sie przejmujac
I po policzku splyna nagle lezki...

Budynki i powietrze papierowe,
Marzenie papierowe – i nic wiecej.
I tylko jedna mysl w swiecie surowym:
Serce Warszawy – tam gdzie jego serce.

Jak moge podziekowac ja za cud,
Za ludzi co usmiechi mi podaja,
Choc jestem teraz tysiac mil na wschod,
Chos jestem teraz nawet w innym kraju?..

Ja z bolem znow zazdroszcze tym przechodniam
Zyjacym w miescie co jest jak marzenie,
Co niczym do niczego nie podobne
I piekne w swym odwiecznym uniesienie.

O, jeslibym ja tylko miala moznosc
Co dzien drogami tymi isc do domu,
Co raz bym odprawiajac swa ostroznosc
Kamienia calowala ich znajome...

Lecz tyle z nich tu zyja i nie wiedza
Ze miasto to jest szczesciem nieprzerwanym,
Ze domy ich swoj czas w edenie spedza...
Lecz nawet nikt nie mysle o zostanie.

I opuszczajac eden ten bezpiecznie
Odchodza, bez pospiechu, ze spokojem...
W Warszawie tylko dwoje beda wiecznie:
Chopina serce razem z dusza moja.


Рецензии